Sprzeciw dla propozycji prezydenta Dudy
8 grudnia 2017
– Ludzie widzą efekty naszych działań – rozmowa z Adamem Jarubasem
12 grudnia 2017

Radny z ….. teczki – komentarz Józefa Szczepańczyka

W czasach „słusznie minionych”, czyli PRL-u, zjawiskiem niemal powszechnym było „przywożenie w teczce” osób, które z partyjnego nadania miały pełnić funkcje w administracji lub w sektorze gospodarczym. Bywały to osoby zupełnie, ale to zupełnie, nie znające środowiska, do którego je zrzucano jak spadochroniarzy. Stąd też można było o nich usłyszeć takie właśnie ironiczne określenie – spadochroniarze. Wydawałoby się, że te praktyki wraz z upadkiem PRL-u odejdą do lamusa historii. Nic bardziej błędnego. Po 1989 r. zjawisko nadal występuje, a najjaskrawiej widać je w wyborach parlamentarnych. Jedynym, trzeba dodać chlubnym, wyjątkiem jest PSL, które z usług „spadochroniarzy” nie korzysta w jakichkolwiek wyborach.

Rządzącemu PiS tak jednak system spadochroniarski się spodobał, że w zaproponowanych zmianach ordynacji wyborczej poszło na całość. Teraz „spadochroniarze” mieliby się pojawić nawet w wyborach do… rad gmin. Wystarczyłoby tylko mieszkać w województwie, w którym leży jakaś gmina, aby móc do niej kandydować. I tak na przykład w wyborach do Rady Miejskiej w Busku Zdroju mógłby kandydatem być ktoś, kto w życiu w tym mieście nie był, mieszka w Bliżynie, ale wolą partyjnych zwierzchników zostaje rzucony na „odcinek buski”. Że nie zna problemów miasta i gminy? A co to szkodzi, zdolny jest, nauczy się ich. Tyle przecież można wyczytać w Internecie. Ba, można też szermować argumentem, że jest „spoza układów”, nie uwikłany w lokalne zależności, ma ogląd spraw miasta i gminy z zewnątrz. A jak wiadomo z zewnątrz wiele rzeczy inaczej widać! Jednym słowem skarb nieoceniony!

Żeby jednak taki brylant nie przepadł w wyborach, bo wiadomo „obcy”, trzeba zlikwidować jednomandatowe okręgi wyborcze, gdzie radnym zostaje ten, kto uzyskuje największą liczbę głosów i zastąpić je wielomandatowymi. Wtedy nasz desantowiec trafi na partyjną listę na miejscu pierwszym. Zwolennikom tej partii wystarczy szyld, na który oddadzą głosy i z dużym prawdopodobieństwem, co pokazują identycznie przeprowadzane wybory do sejmu, lider zostanie radnym.

Gdyby popuścić wodze fantazji to – czego wykluczyć jednak się nie da – w skrajnym przypadku mogłoby się zdarzyć, że w małej gminie radnymi zostaną wyłącznie osoby z zewnątrz! Co to ma wspólnego z samorządnością, która nie oznacza nic innego jak decydowanie o nas przez nas samych, czyli samorządzenie się? Widocznie PiS nie wystarcza już ograbianie samorządów terytorialnych z kompetencji i przekazywanie ich administracji rządowej. Przychodzi pora na ich skrajne upolitycznienie i próbę przejęcia przez desant wiernych „spadochroniarzy”.

Nikt więc, komu nie jest obojętny los jego małej ojczyzny nie może tego pomysłu nie zwalczać. Musimy głośno krzyczeć, i to bez względu na poglądy polityczne, że nie ma na to zgody naszych lokalnych wspólnot. Nie pozwólmy zbójeckim prawem zagarnąć nam tego, co z takim dobrym efektem funkcjonuje od 1990 roku – samorządu.

 

Józef Szczepańczyk