Dzielimy się opłatkiem z mieszkańcami województwa świętokrzyskiego
16 grudnia 2016
Samorządowcy z całej Polski łączą siły. Bronią małych ojczyzn
4 stycznia 2017

Niesamowita historia Stanisława Markowicza ze Zgórska

Jako dziecko Zamojszczyzny był więźniem obozu hitlerowskiego na Majdanku, później został wywieziony do Niemiec. Tylko szczęście umożliwiło mu powrót do Polski. Od blisko 50 lat mieszka w Zgórsku – to część historii Stanisława Markowicza ze Zgórska. W dniu 16 grudnia 2016r. korzystając z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia Pana Stanisława odwiedził Piotr Żołądek – prezes Zarządu Powiatowego Polskiego Stronnictwa Ludowego w Kielcach, składając najlepsze życzenia bożonarodzeniowe w imieniu własnym oraz Adama Jarubasa – prezesa Zarządu Wojewódzkiego Polskiego Stronnictwa Ludowego w Kielcach, Marszałka Województwa Świętokrzyskiego. W odwiedzinach towarzyszyli mu: Paweł Gratka – Prezes Forum Młodych Ludowców województwa świętokrzyskiego oraz Artur Armata i Damian Żelazny – członkowie Stowarzyszenia „Tradycja i Nowoczesność”.

Nie sposób na kilku stronach omówić historię tego niesamowitego człowieka. Niemniej jednak chcemy, chociaż w niewielkim stopniu, przybliżyć czytelnikom jego historię oraz liczne dokonania.

Stanisław Markowicz urodził się 10 maja 1936 roku w Aleksandrowie koło Biłgoraja. Trafił do obozu hitlerowskiego na Majdanku będąc w pierwszej klasie.

– Z mojej rodziny do obozu trafiłem ja, 3-letnia siostra Marysia, mama Marianna i jej dwie siostry. Niemcy zostawili we wsi tylko starców, którzy byli przykuci do łóżek – wspomina pan Stanisław. – Marysia nie przeżyła obozu. Zmarła na rękach mamy. Mama przeżyła Majdanek. Tato służył w kawalerii. W 1943 roku podczas robót przymusowych dostał zapalenia stawów, płuc i zmarł. Kopał rowy w wodzie. Pan Stanisław spędził w Majdanku 4 miesiące i trafił do szpitala. Było tam 1200 dzieci. Codziennie umierało 15-30 dzieci. Dzieci dostawały zastrzyki w ramię i pośladki – nie wiadomo dlaczego. – Pewnego dnia mama przyszła się ze mną pożegnać. Wywozili ją do Niemiec. Złapałem ją i nie puściłem. Żandarm, który ją pilnował chyba musiał mieć dzieci, bo widząc moje przywiązanie do mamy pozwolił, bym pojechał razem z nią. Wywieźli nas do miejscowości Belleburg. Tam mamę zatrudnili u gospodarza, którego syn służył w SS.

Gospodarz miał zły charakter. Mówił „Polen – alle schweine” – Polacy wszyscy świnie. Ale miał dobrą żonę i teścia. Teść mnie dokarmiał potajemnie. Mama pracowała w polu, musiała doić 4 krowy, karmić świnie, a ja zaganiałem krowy. Zimą mama chodziła do fabryki zbrojeniowej. Gdy syn gospodarza został zabity w Łodzi, przez 2 dni nie dostawaliśmy nic do jedzenia – opowiada pan Stanisław. – W Niemczech byłem u pierwszej komunii.
W maju 1945 roku Polacy i Amerykanie przyjechali po nas. 31 października 1945 roku dotarłem do Szczecina, a potem do rodzinnego Aleksandrowa. Mama jeszcze w Niemczech wyszła ponownie za mąż. Ponieważ ojczym bał się o swoje życie, gdyż zapisał się do ORMO, wyjechaliśmy w jego rodzinne strony do Chełmiec k. Oblęgorka z całym dobytkiem. Tam żyłem do 1952 roku. Ojczym miał twardą rękę, dlatego uciekłem z domu do piekarni na ulicy Kilińskiego w Kielcach. Pracowałem po 15-16 godzin na dobę. Piekliśmy chleb dla wojska. Pracowałem tam do 1958 roku. W piekarni zaliczyłem wojsko. Z Kielc przeszedłem do piekarni GS w Chęcinach. W 1959 roku ożeniłem się z Janiną. Mamy dwie córki: Jolantę i Teresę oraz syna Zdzisława. W 1962 roku Pan Stanisław Markowicz kupił działkę w Zgórsku i tu się pobudował. -W nagrodę za pieczenie chleba dostałem pieniądze, za które kupiłem 7 kur. Kury zacząłem hodować w suterenie. Po roku powiększyłem hodowlę do 60 kur. Potem pobudowałem pierwszy kurnik. Powstał dom i drugi kurnik. Szło dobrze, zarabiałem na jajach wylęgowych. W najlepszym okresie miałem 2500 kur i około 1700 jaj dziennie – uśmiecha się Pan Stanisław. W 1973 roku Wydział Rolnictwa i Leśnictwa Wojewódzkiej Rady Narodowej przyznał Panu Stanisławowi Markowiczowi tytuł mistrza w zawodzie „Hodowca drobiu”. Pan Stanisław hodował kurczaki brojlery, rocznie hodowla osiągała rozmiary do 60 tysięcy kurczaków. W 1999 roku, podczas wizyty w Niemczech w Belleburgu, na skutek wspomnień, Pan Stanisław dostał zawału serca. Uratowano go w niemieckim szpitalu. – Mam lęk poobozowy, dlatego dostałem III grupę jako inwalida.
Pan Stanisław Markowicz mimo swego wspaniałego wieku aktywnie działa w licznych związkach i organizacjach, m.in. w Związku Inwalidów Wojennych RP, Polskim Związku byłych Więźniów politycznych, Hitlerowskich Więźniów Obozów Koncentracyjnych, a także w Stowarzyszeniu „Więźniów – Byłych Dzieci Hitlerowskich Obozów Koncentracyjnych”. Mimo licznych obowiązków Pan Stanisław znajduje czas na swoją pasję jaką są pszczoły. Pasiekę prowadzi od 1964 roku, z roku na rok powiększa swoją hodowlę, obecnie ma 40 uli. – Bardzo lubię pszczoły, sprowadziłem miodne i łagodne owady. Za to też otrzymuję dyplomy i odznaczenia ze związku pszczelarskiego – wspomina Pan Stanisław.
Na koniec spotkania Pan Stanisław podziękował za pamięć i miłe odwiedziny, gdyż jak sam stwierdził potrzeba  wielu owocnych działań, by pamięć o męczeństwie Polaków w obozach hitlerowskich pozostała na trwale w świadomości kolejnych pokoleń.

Wysłuchali: Piotr Żołądek, Paweł Gratka, Artur Armata i Damian Żelazny.